Korespondencja własna z Egiptu

Rekiny jedzą tylko ruskich

Na lotnisku w Hurghadzie, co kilka minut siadają ogromne samoloty, z których wysypują się spragnieni słońca turyści. Rocznie to lotnisko obsługuje 6 mln pasażerów w tym coraz więcej z Polski. Jeszcze tylko zakup wizy, która kosztuje 25 dolarów USA, (sprzedający żądają po 28, a nawet 30 dolarów) i już możemy poczuć podmuch klimatu subtropikalnego pustynnego. Przylatując do Egiptu trzeba się przyzwyczaić, że wszyscy wyciągają rękę po dolara. Jedni robią to dyskretnie, a inni wręcz wyciągają rękę i głośno dopominają się - dolar, dolar… Kierowcy autobusów wiozących turystów do poszczególnych hoteli „puszczają” w obieg kopertę z informacją, że trzeba tam włożyć dolara. Dają przeważnie ci, którzy są tu pierwszy raz. Teraz trzeba dotrzeć do jednego z wielu hoteli, gdzie mamy wykupiony pobyt. Wprawdzie nie są to duże odległości, ale droga się wydłuża, bowiem tutaj nie ma skrzyżowań i by przejechać na drugą stronę dwupasmowej ulicy trzeba pokonać kilkaset metrów do najbliższego skrętu w lewo. Do tego usytuowane na jezdni „garby” ograniczają szybkość przejazdu. Po drodze mijamy setki rozświetlonych sklepów z nazwami w języku rosyjskim. To ślad jeszcze po niedawnej ekspansji rosyjskich turystów, którzy czuli się tutaj panami świata szastając dolarami. Dzisiaj też ich nie brakuje, ale zachowują się ciszej. Chyba, że są w większej grupie i po spożyciu dużej ilości darmowych drinków. I tak dojechaliśmy do jednego z hoteli. Jeszcze tylko formalności w recepcji i już można, korzystając z usług bagażowego, dotrzeć do pokoju. Tu niestety można doznać wstrząsu… nie termicznego, chociaż temperatura w cieniu przekracza tu grubo ponad 30 stopni C. Otóż okazuje się, że do dyspozycji są dwa łóżka, a opłacony został pokój z trzema standardowymi łóżkami. Taka sytuacja spotkała rodzinę z dorosłym dzieckiem, którzy zakupili wyjazd do Hurghady dla trzech dorosłych osób w TUI. Skończyło się na skrzypiącej i zardzewiałej dostawce. W innym przypadku matka z dorosłym synem otrzymała do dyspozycji jedno wspólne łóżko. Potem tłumaczenia, niepotrzebne nerwy… Dlatego przed wykupieniem wczasów w TUI trzeba wnikliwie przeanalizować treść umowy. Okazuje się, że pracownicy tej firmy sprzedają na przykład wczasy dla 3 dorosłych osób pobierając za to stosowne opłaty, a tymczasem okazuje się, że przydzielony został pokój dwuosobowy. Załóżmy jednak, że wszystko jest w porządku i możemy zapoznać się z atrakcjami ośrodka. Wcześniej jednak garść informacji o mieście naszego pobytu, chociaż praktycznie niewiele osób korzysta z możliwości jego zwiedzania. Wprawdzie nie mówi się o tym głośno, ale może być niebezpiecznie. W 2016 i w 2017 w Hurghadzie doszło do ataków terrorystycznych, których celem byli zagraniczni turyści. W ataku z 2016 zginęły dwie osoby, a sześć zostało rannych (w tym jedna z Polski). W 2017 zginęły dwie osoby, a pięć zostało rannych. Sprawcami były osoby powiązane z tzw. Państwem Islamskim. Ataki te miały na celu ograniczenia ruchu turystycznego, a co za tym idzie finansowych wpływów z tej dochodowej branży. Dlatego wszystkie ośrodki ogrodzone są murem i wjazd jest pilnie strzeżony. Nie brakuje też ochroniarzy i policjantów w mundurach. Można się przyzwyczaić, bowiem wszyscy są nadzwyczaj mili, uśmiechają się i pytają czy wszystko jest ok.

                                           Hurghada 

to miasto we wschodnim Egipcie, na wybrzeżu Morza Czerwonego, główny ośrodek administracyjny Prowincji Morza Czerwonego – jednej z 27 egipskich muhafaz (prowincji gubernatorskich), jeden z największych w Egipcie ośrodków turystycznych. Nazwa miasta pochodzi od czerwonych jagód krzewu z rodzaju łużnik (nitraria), z którego Beduini robią orzeźwiający napój. Miasto powstało w 1913 roku nad Zatoką Sueską z brytyjskiej osady poszukiwaczy ropy naftowej i początkowo odgrywała rolę osady rybackiej. Dopiero na początku lat osiemdziesiątych XX w. po pokoju egipsko-izraelskim podpisanym w Camp David zaczęła się rozwijać jako międzynarodowy ośrodek turystyczny dzięki krajowym i zagranicznym inwestorom. Wydawało się, że ten turystyczny status straci po 14 czerwca 

2010 gdy po wycieku ropy z tankowca zanieczyszczone zostało ropą wybrzeże morza Czerwonego na długości ponad 20 km. Ropa uszkodziła rafy koralowe, zagrożony został również pobliski rezerwat przyrody morskiej. Na szczęście ekosystem potrafił się odbudować i dzisiaj czyste morze zaprasza do oglądania swoich skarbów – przepięknych raf koralowych i mieniącymi się tysiącami kolorów rybek, wśród których niestety może pojawić się rekin.

Rekiny to ryby żyworodne. Samica rodzi w ciągu roku od 40 do 200 młodych. Z uwagi na zakaz zabijania rekinów w Morzu Czerwonym ich liczba stale wzrasta, co powoduje niedobór pożywienia związany przede wszystkim z przełowieniem, czyli niekontrolowaną eksploatacją łowisk. Głód "wypycha" więc rekiny z głębin, w miejsca blisko brzegu, gdzie są ludzie... i niestety tragedia gotowa.  W lipcu 2022 roku rekin pożarł dwie kobiety, a rok później na kąpielisku, tuż przy brzegu w samym centrum Hurghady młodego Rosjanina, który ponoć uciekając przed wcieleniem do wojska wybrał pobyt w Hurghadzie. Chłopak kąpał się kilkadziesiąt metrów od brzegu i rekin rozszarpał go na oczach plażowiczów w tym jego dziewczyny. Po tym wydarzeniu przetoczyła się dyskusja o konieczności odłowu rekinów, które są pod ochroną. To nie przeszło i postanowiono wprowadzić zakaz komercyjnego połowu ryb od 1 maja 2024 roku na okres nie krótszy niż pięć lat, by w ten sposób zaspokoić głód tych drapieżców. Informacja o tych tragicznych wydarzeniach pojawia się też w innym kontekście. Leżąc na plaży odwiedzają nas liczni sprzedawcy. Jedni oferują różnorakie kremy, mleczka na bazie mleka wielbłąda i inne wynalazki, które tak naprawdę mają niewielką wartość, inni pobyt w spa, masaże, przejażdżki na koniu czy wielbłądzie. W ofercie są też wycieczki statkiem i nurkowanie. - Mamy piękną ofertę nurkowania i oglądania najpiękniejszych raf koralowych – zachęca sprzedawca. – Nie jesteśmy zainteresowani, bo w morzu są rekiny, które w tamtym roku zjadły ruska - odpowiada plażowicz. – A czy ty jesteś rusek- pyta sprzedawca, naganiacz. – No nie Polak – odpowiada mężczyzna. – No to się nie bój, bo rekiny tylko ruskich jedzą – wyjaśnia sprzedawca. Akwizytorzy plażowi szybko się uczą języków i niektórzy nawet nieźle rozmawiają po polsku. Do kobiet zwracają się zwykle słowami: jak się masz kochanie, a do mężczyzn „szef” lub „boss”. Na plaży serwowane są napoje w barach. Króluje piwo, które nie ma nic wspólnego z trunkami produkowanymi w europejskich browarach. Może to i dobrze, bo pieniący napój o słomkowej barwie dobrze gasi pragnienie, a nie powoduje innych dolegliwości. Są też drinki na bazie whisky, rumu, ginu i czystej wódki, ale oprócz barwy alkoholu niewiele mają wspólnego z prawdziwym alkoholem o tej nazwie. Najczęściej wybierany jest gin i tonic, a to dlatego że ten ostatni produkowany jest na licencji Schweppesa. Drinki można zamówić w barze lub porozumieć się z jednym z barmanów i za jednego dolara będzie przynosił zamówiony napój. 

                    Kuchnia

Jeśli liczysz, że w menu dostępnych restauracji w tak dużym ośrodku znajdziesz klasyczną potrawę, to jesteś w błędzie. Egipcjanie jedzą mięso drobiowe, jagnięce, baranie i wołowe. Z powodów religijnych nie jedzą wieprzowiny, więc nie spodziewajcie się schabowego czy golonki. Co prawda wiele dań przygotowanych jest na bazie tutejszych surowców, ale brak doprawienia powoduje, że są trochę nijakie. Oczywiście można skorzystać z kuchni chińskiej, europejskich, meksykańskiej, włoskiej czy beduińskiej, ale tam trzeba się zapisać przy pomocy specjalnej aplikacji na smartfonie. I tak dobrnęliśmy do wieczora by usiąść przy stoliku i popatrzeć, co na wieczór przygotowali miejscowi animatorzy. Mogą to być pokazy z ogniem, taniec regionalny występy karaoke, itp. Tutaj kelner przyniesie darmowego drinka, a krążący sprzedawca fajkę wodną już za 10 dolarów. Możesz tak spędzić czas do północy, albo nawet dłużej, chyba że wybierasz się do Kairu by zwiedzić Muzeum Egipskie i obejrzeć piramidy w Gizie. W takim wypadku wyjazd z hotelu jest około 1.00 czasu egipskiego (zegarek przesuwamy o godzinę do przodu). Dużo czasu nie zostało by się wyspać, co czasem może być niemożliwe, gdy Rosjanie w pobliżu zorganizują sobie imprezę. Można zdrzemnąć się w autobusie, gdzie jest klimatyzacja, bo za oknami w zasadzie nic nie widać. Kair to jakby dwa światy są nowoczesne budynki strzelające w niebo, ale też ulice gdzie chodzą zwierzęta i domowe ptactwo. Wszędzie gwar i nawoływania.

                Muzeum Egipskie i piramidy w Gizie

Muzeum Egipskie w Kairze nazywane również Muzeum Kairskim powstało w 1835 r. jako odpowiedź na rosnące zainteresowanie starożytną cywilizacją Egiptu. W Muzeum zgromadzonych jest ponad 160 tysięcy eksponatów, pochodzących z czasów starożytnego Egiptu. Dolne piętra zajmują eksponaty przedstawiające początki starożytnej cywilizacji.

Na wyższych kondygnacjach znajdują się wykopaliska archeologiczne oraz zbiory z grobowców. Zobaczyć tu można sarkofagi, artefakty, papirusy i posągi oraz rzeźby np. Królowej Nefertiti. Wśród eksponatów jest ok. 1700 przedmiotów z grobowca Tutenchamona, a wśród nich najbardziej znana i najcenniejsza złota maska. Trzeba to zobaczyć, podobnie jak piramidy i posąg Sfinksa. Wszystkie piramidy mają kształt ostrosłupa o podstawie kwadratu. Największą z nich jest piramida Cheopsa ( ponoć jeden z siedmiu cudów świata) z podstawą o boku 230 m i o wysokości 147 m. Z kolei piramida Chefrena ma wysokość 137 m, a piramida Mykerinosa ma tylko 65 metrów wysokości. Wokół tych piramid pobudowano szereg mniejszych, przeznaczonych na grobowce królowych i dostojników państwowych. Piramida Chefrena wyróżnia się dzięki stojącej obok niej monumentalnej rzeźbie Sfinksa. Wyrzeźbiony w olbrzymim bloku skalnym, ma ciało lwa i głowę faraona osłoniętą szeroką chustą nemes. Długość monumentu wynosi 73 m, a wysokość 20 m. Przy piramidach rozlokowane są setki stoisk handlarzy oferujących gipsowe piramidy, podobizny faraonów, sfinksa. Wszystko to niewiele warte, ale ceny mogą zaskoczyć. Podobnie jak ewentualne podarunki od sprzedających. Niestety tam nic nie ma za darmo i jeśli weźmiesz taki podarowany przedmiot za chwile słono zapłacisz. Jeszcze tylko obiad i ruszamy z powrotem. Nic z tego. Teraz przewodnik będzie was włóczył po różnych zakamarkach gdzie zlokalizowane są sklepy z  tzw. biżuterią i innymi pamiątkami. To normalne w Egipcie, bo każdy chce tam zarobić przysłowiowego dolara. Tak jest w też w przypadku przejazdu taksówką. We wszystkich miastach prowincji Morza Czerwonego „za trzaśnięcie drzwiami” powinniśmy zapłacić około złotówki. Tymczasem, gdy taksówkarz zobaczy Europejczyków narzuca swoją cenę. I nieraz kurs, który oficjalnie wedle licznika wyniósłby kilka złotych, taksówkarz policzy 50 dolarów. W razie zatargu z prowadzącym pojazd o wysokość rachunku, zawsze możemy wezwać policję. Ten argument zawsze działa jak zimny prysznic na nieuczciwych przewoźników.

            Zamiast zakończenia

Z tej opowieści być może wyłania się nieciekawy obraz pułapek czyhających na potencjalnego turystę. Nie jest tak źle, bo tutaj skumulowaliśmy tylko przypadki, które ewentualnie mogą się pojawić w czasie naszego pobytu. Wystarczy jednak trochę roztropności, przejścia nad niektórymi sytuacjami z przysłowiowym machnięciem ręki, a przede wszystkim z dozą uśmiechu. To wszystko sprawi, że do ciepłego kraju, gdy u nas jest zimno i brzydko, pojedziecie przynajmniej jeszcze raz.

​​​​​​​