Druga tura wyborów samorządowych
Komu powierzyć prezydenturę Tarnowa?
Kilka dni przed wyborami, podzieliłem się tutaj swoimi marzeniami, co do składu Rady Miejskiej. Z tego „idealnego", przedstawionego wówczas składu, mandat do zasiadania w Sali Lustrzanej otrzymało ostatecznie tylko siedmioro kandydatów na radnych. Liczyłem na ponad połowę, ale także ten wynik oznacza powstanie istotnego już w Radzie przyczółka dla merytoryki. Nareszcie! Pod tym względem, to naprawdę powinna być znacznie lepsza Rada niż ta poprzednia. Mam bowiem nadzieję, że będący w tej "wspaniałej siódemce" radni, szczególnie ci, którzy kandydowali z list sygnowanych znakami partyjnymi, we wszystkich ważnych dla mieszkańców Tarnowa sprawach nie staną się zakładnikami swoich partii, przenoszących na grunt samorządu oś konfliktów toczących życie publiczne na szczeblu ogólnopolskim. Mam również nadzieję, że do tej nieformalnej grupy siedmiu dołączą wkrótce inni radni, wolni od zobowiązań wobec struktur partyjnych i formacji politycznych, klubowych dyscyplin, a także wolni od instrukcji serwowanych im przez zastane lokalne układy towarzysko-biznesowe, które hamują rozwój miasta od ponad 2 dekad nie tylko nie mniej, ale najczęściej wespół z lokalnymi bossami partyjnymi.
Te ostatnie nadzieje może przekreślić wygrana kandydata pochodzącego i wspieranego przez obóz rządzący krajem ponownie od 13 grudnia 2023 r., a Tarnowem - w różnych konfiguracjach, ale stale - od ... 20 lat. Moim zdaniem tylko głosowanie na Henryka Łabędzia daje szansę na powstrzymanie i cofnięcie destrukcyjnego dla nas wszystkich i dla aspiracji Tarnowa, a postępującego od lat, rozpadu lokalnej wspólnoty. Zwycięstwo kandydata PiS daje przy tym możliwość synergicznego wykorzystania lokalnego potencjału zgromadzonego w wyborach przynajmniej przez część obozu stojącego za ... Jakubem Kwaśnym.
Nie przecierajcie oczu ze zdziwienia. Już wyjaśniam, co mam na myśli i jak wyobrażam sobie możliwość współpracy prezydenta Łabędzia z ukształtowaną w wyniku niedzielnych wyborów większością w Radzie; współpracy, która w drugą stronę nie zadziała z prostego powodu: prezydentowi Kwaśnemu do niczego potrzebna nie będzie.
Wygrana Jakuba Kwaśnego przełoży się co prawda na możliwość lepszych relacji z rządem, ale z drugiej strony oznacza spłatę oczywistych zobowiązań, które na siebie nałożył Kwaśny wobec nie jednego przecież a wielu podmiotów politycznych i biznesowych, które udzielają mu poparcia. Kwaśny, chcąc nie chcąc, pozostanie ich zakładnikiem, konserwując przy tym układ rządzący miastem (ten formalny i nieformalny). To z kolei musi doprowadzić do pogłębienia wspólnotowych podziałów w Tarnowie, co już teraz stanowi olbrzymi, wręcz paraliżujący problem. Kandydat koalicyjny może teraz opowiadać koncyliacyjne bajeczki, ale powyborcza rzeczywistość będzie jednak brutalna. Jego polityczni sojusznicy szybko wyegzekwują ulokowane w jego kandydaturze nadzieje. Abstrahując nawet od woli samego kandydata, układ za nim stojący po prostu nie ma interesu, aby współdziałać z opozycją w Radzie i poza nią. Przeciwnie do kontrkandydata, który posiadając przychylność, nie mniej, a może nawet ważniejszego dla Tarnowa czynnika władzy, tj. województwa będzie jednak zmuszony zabiegać o poparcie dla swoich działań w miejskiej Radzie. Dlatego namawiam do oddania głosu w drugiej turze na Henryka Łabędzia.
Piotr Dziża